Wywiad z Bartkiem Miklasem
– joginem i praktykiem Buddyzmu Zen
Rozmawia Marta Tułacz | LIPIEC 1, 2018
Kim jest jogin?
Bartek Miklas: Mówiąc najprościej, jest to osoba, która praktykuje jogę.
Jak zaczęła się twoja przygoda z jogą?
B: W trakcie studiów na kierunku nauk politycznych przegapiłem zapisy na wychowanie fizyczne. Wszystkie dyscypliny były już zajęte, a żeby zaliczyć semestr, musiałem się na coś zapisać. Mój kolega, nauczyciel jogi, wpisał mnie na zajęcia, które już były zamknięte. Tak rozpocząłem swoją przygodę z jogą – od pierwszych zajęć wsiąknąłem w to na maksa.
Co jest najważniejsze w praktyce jogi?
B: Mój nauczyciel mawia: „Yoga is a disappointing subject”. Im dłużej praktykujesz jogę, tym bardziej działa ona jak lustro – często widzisz w nim rzeczy, które nie są miłe. W popkulturze joga kojarzy się z zdrowiem i pozytywną energią i nie sposób tego nie docenić, ale to tylko część prawdy. Z czasem odkrywamy, że ciało jest narzędziem do głębszej pracy nad sobą. Moim zdaniem joga jest jak partner lub dziecko – jest naszym lustrem, które nieustannie ukazuje prawdę o nas.
Czy joga jest dla każdego?
B: Tak, ale trzeba podejść do tego rozsądnie. Jest wiele rodzajów jogi; na przykład osoba starsza z problemami kręgosłupa raczej nie powinna iść na power jogę. Ważne jest, aby odpowiednio wybierać zajęcia, bo niewłaściwy wybór może zaszkodzić. Moja nauczycielka powiedziała: „Joga to nie jedno danie, to całe menu”. Każdy znajdzie coś dla siebie, ale kluczowe jest mądre podejście.
Jakiej rady udzieliłbyś osobie, która dopiero zaczyna swoją przygodę z jogą?
B: Należy sprawdzić nauczyciela i jego metodę. Jest mnóstwo sposobów praktykowania jogi, więc warto zapytać nauczyciela, czy praktykuje jogę codziennie oraz dlaczego to robi. Jeśli będzie potrafił odpowiedzieć na te pytania, znaczy to, że można mu zaufać. Dobrze jest także „pogrzebać” w historii metody, którą uczy.
Praktykujesz Buddyzm Zen. Opowiesz o tej praktyce?
B: Zacząłem praktykować Buddyzm Zen równolegle z jogą. To szczególne połączenie, bo w jodze w tej części świata brakuje duchowych przewodników. Mój nauczyciel zen jest oświeconą osobą, co jest nieocenione w mojej praktyce. Odzyskuję w zen to, czego nie mam w jodze, i odwrotnie. Joga pomogła mi siedzieć w zen, a zen pozwolił mi wytrwać w jodze.
Jak to się stało, że otworzyłeś własną szkołę jogi?
B: To był spontaniczny krok. Nie miałem biznesplanu ani przemyślanej strategii. Mój nauczyciel zen zawsze powtarza, że owoce naszej pracy trzeba dzielić z rodziną i społeczeństwem. Tego uczył również B.K.S. Iyengar. I tak, bardziej lub mniej świadomie, zacząłem uczyć. Pamiętam, jak byłem sztywny i w kiepskiej kondycji – zaledwie po kilku latach to wszystko się zmieniło.
Czy Wrocław jako miasto okazał się pomocny?
B: Nie. Mieszkamy w Polsce, gdzie rzadko można liczyć na pomoc. Poza najbliższą rodziną i przyjaciółmi, ciężko o spontaniczną pomoc. Wrocław ma piękne miejsca, ale często widzę niewykorzystane lokale. Ceny są astronomiczne, a obok stoi pusty lokal – coś tu nie gra.
Bycie joginem to sposób życia, ale czy można traktować jogę jako biznes?
B: Joga nie ma wiele wspólnego z biznesem. To inna forma życia. Każdy z nas potrzebuje zarabiać na życie, ale rozwój osobisty i zarabianie pieniędzy to różne rzeczy. Łączenie praktyki jogi z koniecznością zarabiania bywa trudne. W Indiach istniał podział na etapy życia, a my, w zachodnim modelu, musimy łączyć wszystkie te elementy w jednej rzeczywistości. Joga i zen pomagają mi budzić się z tego stanu.
Dlaczego Wrocław?
B: Tu ukończyłem studia, poznałem mamę mojej córki, mam przyjaciół i jestem związany emocjonalnie z miastem. Uwielbiam Wrocław! Chociaż pomimo trudnych czasów i historii miasta, wciąż jest to piękne miejsce do życia.
Zdjęcia do artykułu wykonała Kasia Bielak